Znów to samo! „Wojownicy” kontra „Kawalerzyści”!
To, co było najbardziej prawdopodobne, wczoraj w nocy stało się faktem. Do mistrzów Konferencji Wschodniej, Cleveland Cavaliers, dołączyli mistrzowie Zachodu – Golden Stare Warriors. Przegrywali oni z Oklahoma City Thunder już 1:3, ale ostatecznie wygrali 4:3. Stworzyła nam się więc bardzo oczekiwana finałowa para NBA 2015/16, która jest zresztą powtórką z ubiegłego sezonu. Wtedy GSW wygrali 4:2. Jak będzie teraz?
Golden State Warriors 1.42, Cleveland Cavaliers 2.85
Aktualni mistrzowie są także faworytem do obrony tytułu i niewiele tu zmienia ich bardzo ciężka przeprawa w finale Konferencji. Tam wykaraskali się z problemów, a ojcem sukcesu był oczywiście niezawodny i niesamowity Stephen Curry. W decydującym meczu z Thunder 28-latek zgromadził 36 punktów, osiem asyst i pięć zbiórek, trafiając siedem „trójek”. Klay Thompson dorzucił 21 oczek, w tym sześć „trójek”. „Splash Brothers” w kluczowych momentach znów byli nie do zastąpienia. Warto dodać, że w szóstym meczu Thompson trafił 11 rzutów zza linii 6.25, co jest nowym rekordem play-off w NBA!
Szykuje nam się jednak naprawdę fantastyczna, pełna emocji rywalizacja. Skoro ekipa z Oklahomy była w stanie napędzić stracha mistrzom, to tym bardziej może to zrobić zespół Cleveland Cavaliers. „Kawalerzyści” zaliczają drugi z rzędu finał, co oczywiście nierozłącznie wiąże się z tym, że do klubu powrócił LeBron James. Ten gigant z kolei wszedł właśnie do swojego szóstego finału NBA z rzędu! Inna sprawa, że jak do tej pory wygrywał pierścień NBA tylko dwa razy – w obu przypadkach w Miami Heat (2012 i 2013). Rok wcześniej i rok później Heat przegrywali (w 2011 z Dallas Mavericks, a w 2014 z San Antonio Spurs). Ubiegły rok to już porażka LeBrona w barwach Cavs, kiedy to nie do zatrzymania był Curry i spółka z Golden State.
W tegorocznych playoffach postawa Cavaliers jest godna wszelkich pochwał. Zespół przegrał jak do tej pory ledwie dwa mecze i niemal suchą stopą wkroczył do najważniejszej fazy sezonu. W najbardziej istotnych momentach rozgrywek, o losach mistrzostwa może decydować zmęczenie, dlatego tak wielu kibiców koszykówki wieszczy niespodzianką, jaką byłaby obecnie detronizacja Warriors.
Oczekiwania w Cleveland są ogromne. To trzeci finał w historii klubu z Ohio, ale jak do tej pory wygrać nie udało się nigdy. Ba, całe miasto czeka na mistrzowską drużynę od 1964 roku, kiedy Browns triumfowali w finale NFL! Powrót LeBrona w 2014 roku rozbudził apetyty i nadzieje kibiców, a kolejne spektakularne, choć również spokojne i wyważone kroki, zaprowadziły Cavs w to miejsce, w którym są obecnie. Drugi finał z rzędu, a w dodatku, gdyby oceniać szanse na mistrzostwo za rok, wydaje się, że Cavaliers będą kandydatem nr 1.
Czy jednak „Kawalerzyści” do sezonu 2016/17 przystąpią jako obrońcy tytuły czy jako wygłodniali pretendenci? O tym przekonamy się w ciągu najbliższych tygodni. Pierwszy finał już w nocy z czwartku na piątek w hali GSW. Kolejny trzy dni później. Potem rywalizacja przeniesie się do Cleveland, ale trudno przypuszczać, by mistrza NBA wyłoniły zaledwie cztery mecze. To zdarza się bardzo rzadko.