Niezależnie od tego, jak bardzo producenci gier przekonują nas, że tytuły, z okładek których śmierć wyziera nam w twarz, krew leje się gęstym strumieniem, a gracz wciela się w biegającego z granatnikiem macho są skierowane do męskiej części społeczności graczy, kobiety grały, grają i grać będą. I to wcale niekoniecznie w udające domowe życie symulacje rzeczywistości. Kobiety grają w gry z różnych powodów – czasami, aby mieć co robić ze swoją drugą połówką, czasami, aby zaimponować płci przeciwnej, najczęściej jednak dlatego, że sprawia im to przyjemność. Ostatecznie, kto powiedział, że gry w ogóle dzielą się na męskie i nie-męskie? Dlaczego zabijanie generowanych cyfrowo goblinów czy terrorystów miałoby być zajęciem zarezerwowanym wyłącznie dla mężczyzn? Gry odprężają, dają poczucie sprawstwa, możliwość bycia przez kilkanaście godzin rozgrywki kim innym. Chociaż kobiety mogą mieć inne style grania, inaczej porozumiewać się w przypadku gier on-line, czy może wybierać inne postaci (choć tutaj dochodzi do głosu psychologia ja i tożsamości) nie ma żadnych przesłanek przeciwko wybieraniu przez nie dokładnie tych samych tytułów co ich ojcowie, przyjaciele, czy partnerzy.